Nowe Ateny

Nowe Ateny — zbitka barwnych i oryginalnych cytatów z dzieł zapomnianych — anegdot z towarzystw wszelkiego autoramentu — literackich plotek różnej akuratności. Mądrym dla memoryjału, idiotom dla nauki, jak mawiał Benedykt Chmielowski. Więcej informacji?

La Rochefoucauld, maksyma 420

Z Maksym i rozważań moralnych François de La Rochefoucould w tłumaczeniu Boya maksyma 420:

Często przypisujemy sobie hart w nieszczęściach, wówczas gdy to jest tylko upadek ducha: znosimy je, nie śmiejąc im spojrzeć w oczy, jak tchórze dają się zabić, nie śmiejąc się bronić.

21 X 2014 # # # #

La Rochefoucauld, maksyma 116

Z Maksym i rozważań moralnych François de La Rochefoucould w tłumaczeniu Boya maksyma 116:

Nic obłudniejszego nad sposób, w jaki prosimy o rady i udzielamy ich. Ten, kto prosi o nie, udaje pełną szacunku pwoolność dla zdania swego przyjaciela, mimo iż pragnie jedynie uzyskać odeń potwierdzenie własnych poglądów i narzucać mu rękojmię swego postępowania; ten, który radzi, płaci okazane mu zaufanie żywą i bezinteresowną gorliwością, mimo że najczęściej w radach, które daje, szuka jedynie własnej korzyści lub chluby.

12 X 2014 # # # #

Mickiewicz nieznany...

Z Brązowników Boya:

Każdego, kto czytał po porządku w lwowskim wydaniu dzieł korespondencję Mickiewicza, musiał uderzyć jego list do zmoskwiczonego Polaka, Tadeusza Bułharyna, pisany z Berlina dn. 12 czerwca 1829 r., tuż po opuszczeniu Rosji. List ten zawiera następujący ustęp:

Odebrałem tu z Warszawy wiadomość o koronacji i pełne entuzjazmu opisy uczt i zabaw. Ja tam nie byłem! Podzielam tylko z daleka szczęście moich spółrodaków… Donoszę ci tylko, że Cesarz nasz jest teraz w Berlinie przyjmowany z entuzjazmem i że, jak powszechnie słychać, rad był z pobytu w Warszawie i Cesarzowa łaskawie wspominała o serdecznym uniesieniu, z jakim przyjęta była od mieszkańców polskiej stolicy. Tyle nowin politycznych…

List do Bułharyna też ma swoją historię czy też swoją legendę. Opowiadał mi ją jeden z “mickiewiczologów”, zajmujący się zwłaszcza epoką rosyjską poety. List ten mianowicie dostał się do rąk Włodzimierza Spasowicza; Spasowicz przesłał go krakowskiej Akademii Umiejętności. Otrzymawszy ten dar, Akademia jakoby zastanawiała się poważnie, czyby tego listu nie spalić dla dobra pamięci wieszcza. Ale kopię listu posiadał, również od Spasowicza, Piotr Chmielowski. Widząc, że Akademia nie kwapi się ze spożytkowaniem listu i słysząc o grożącym mu zniszczeniu, ogłosił go w dodatku do swej monografii z następującym przypiskiem: “Autograf znajduje się obecnie w zbiorach biblioteki Akademii Umiejętności w Krakowie. Przytaczam list ten według kopii udzielonej mi przez p. Włodzimierza Spasowicza”. W ten sposób Chmielowski stworzył fakt dokonany, list do Bułharyna przeszedł do zbiorowych wydań.

Znamienna historia dla całego tomu poświęconego ukazywaniu Mickiewicza od mniej znanej, mniej patriotycznej czy mniej zbożnej strony. Jeszcze jedna notatka Boya, nie wiem, czy więcej mówiąca o Mickiewiczu, czy genialnym tłumaczu-publicyście.

Są tedy znaki na niebie i ziemi, świadczące, iż trzeba może odnowić nasz stosunek do naszego największego poety, do największego cudu, jakiego kiedy było świadkiem polskie życie. Jakie do tego celu obrać środki, niech inni, mądrzejsi radzą. Ja, skoro mnie wezwano, przedstawię moje skromne propozycje:

Wezwać naszych społeczników, polityków, moralistów, bakałarzy, aby — tak samo jak bolszewicy zwracają nam nasze skarby sztuki — zwrócili, bodaj na jakiś czas, Mickiewicza literaturze.

Zburzyć wszystkie pomniki Mickiewicza, odlać z nich wielką armatę i nabić w nią pewną ilość jego komentatorów.

Odełgać życie Mickiewicza, zbadać na nowo jego tajemnice i zakamarki, nie pod kątem “krzepienia serc” i hipokryzji narodowej, ale pod kątem istotnej prawdy.

Napisać na nowo ten wzruszający i patetyczny żywot, w którym poeta przez namiętności, upadki i mękę, błądząc i kajając się, i błądząc w samymże swoim kajaniu, szedł do świętości. Amen.

06 X 2014 # # # # #

O miejsce powieści

Refleksja teoretycznoliteracka Boya (Mózg i płeć):

W jednej ze swoich wypowiedzi, w których często kaprys artysty obleka się w togę kodyfikatora sztuki, St. I. Witkiewicz orzeka, że o ile poezja i dramat są dziełami sztuki, o tyle powieść nim nie jest. Zanimby się uznało ten podział, trzeba by wprzód postanowić, co w takim razie począć z Balzakiem, Dickensem, Dostojewskim, Prusem, Proustem, Conradem i tyloma innymi, wygnanymi tym wyrokiem z raju sztuki. Czy stworzyć dla nich “otchłań”, jak ją stworzono dla owych sprawiedliwych, a nie znających światła prawdziwej wiary — Sokrates, Platon, Marek Aureliusz — którzy nie mogą dostąpić niebios, a których żal było wydać na wiekuiste męki? Boję się, że w sprawach sztuki takie radykalne podziały więcej narobiłyby kłopotu niż przyniosły pożytku.

25 IX 2014 # #

Boy i mariawici

236. list Boya-Żeleńskiego w zbiorze z 1972 roku — i wybitnie wyróżniający się w jego archiwum. Pod koniec lat 20. Boy zaangażował się w antybrązowniczą kampanię mickiewiczowską, a jedną z kwestii przez Boya badanych był właśnie towianizm, który miał rzekomo odżyć w Kościele Mariawitów.

List skierowany do bp. Bartłomieja Przysieckiego 10 VII 1929 roku.

Wielebny i kochany Ojcze!

Niezmiernie mi było żal, że autobus przerwał naszą rozmowę w tak bardzo interesującym punkcie, chciałbym ją jeszcze podjąć na nowo. Kiedy kochany Ojciec będzie w Warszawie, może mnie Ojciec zechce łaskawie odwiedzić, Smolna 11, a będziemy mogli swobodnie porozmawiać. Pragnąłbym napisać artykuł obszerny do pisma literackiego o tych niezmiernie interesujących tradycjach mesjanizmu i towianizmu odżywających w Waszym zakonie, z punktu literackiego; to by było bardzo zajmujące i sądzę, że udałoby mi się zainteresować waszymi ideami inną publiczność i od innej strony. Mam nadzieję, że mi kochany ojciec do tego dopomoże. Czy mogę na to liczyć? Przede wszystkim ponawiam moją prośbę o użyczenie mi — lub pożyczenie — w całości pisma wydawanego przez Ojców i w ogóle ich wydawnictw, pragnąłbym je przestudiować, a potem porozmawialibyśmy gruntownie o tym wszystkich i napisałbym artykuł albo serię artykułów.

Ja będę teraz jeszcze tydzień w Warszawie, potem jadę do Krynicy (Zakład dra Skórczewskiego), w drugiej połowie sierpnia (ok. 20) wracam znów do Warszawy.

Kończę słowami serdecznego podziękowania dla Ojców za tak miłe i życzliwe przyjęcie w Płocku i w Felicjanowie, z którego zachowuję najlepsze wrażenia. Jeszcze raz powtarzam, jak mi żal było rozstawać się z kochanym Ojcem w tak zajmującym momencie, i w ogóle że tak musiałem się śpieszyć do Warszawy. Mam nadzieję powetować to sobie jeszcze kiedy, jeżeli Ojcowie pozwolą. Proszę ode mnie wyrazić głębokiego szacunku i pozdrowienia Matce Przełożonej, księdzu arcybiskupowi, księżom biskupom Próchniewskiemu i Feldmanowi, i w ogóle wszystkim Ojcom, z którymi miałem przyjemność się zetknąć.

W nadziei otrzymania jeszcze w Warszawie paru słów odpowiedzi w kwestii mojej prośby, wyrazy prawdziwego szacunku i poważania łączę.

Boy-Żeleński

Projektowana seria artykułów nie doszła do skutku, ale w latach 50. księża mariawici opublikowali dwa listy Boya z dopiskiem:

…publikujemy dwa jego listy pisane do biskupa K.M. Bartłomieja Przysieckiego. Jeden z tych listów, jak się zdaje, świadczy dość wyraźnie o życzliwym stosunku Boya-Żeleńskiego do mariawickiego ruchu religijnego i z tego względu stanowi oryginalny, a dla nas szczególnie sympatyczny dowód braku uprzedzeń w jego umysłowości.

11 IV 2014 # # #

Miłość serca, zmysłów, duszy...

Jeden z najlepszych kawałków Boyowskiej publicystyki (Brązownicy):

[…] to miłość serca, zmysłów, duszy; miłość namiętna, bluźniercza, zuchwała. Bo czyż nie jest niesłychanym zuchwalstwem bodaj to wydrukowanie Dziadów w owym małym światku, gdzie wszyscy się znali, gdzie były one pokazaniem palcem pani Puttkamerowej (“O luba, zginąłem w niebie, kiedym raz pierwszy pocałował ciebie!”), mimo że hr. Puttkamer ostentacyjnie się poematem zachwycał! Nie przecina tej miłości zamążpójście Maryli. Ten filaret[a] kocha się dalej w mężatce! Poczciwy Zan zżyma się na dwuznaczną rolę pośrednika, do jakiej go używają rozłączeni kochankowie. Wśród tego kowieńska “Kleopatra”, Kowalska, wyrzuty filomatów, cierpkie repliki Mickiewicza. Dalekie są “nauka i cnota” zapalczywemu czytelnikowi Byrona, dla którego w tej chwili nie istnieje żaden poeta prócz tego gorzkiego i namiętnego buntownika. Cały dramat i komedia podwójnej miłości, i jej gorzko-słodkie surogaty, rozterka duchowa; zapłaci za nią biedny szambelan, którego Adam najpierw wyrżnie w pysk, a potem poprawi lichtarzem. Ale gdyby nie więzienie bazyliańskie i nie wygnanie do Rosji, nie wiem, czy tak niewinnie zakończyłby się romans z panią Puttkamerową, która już jako mężatka pisała do poety po francusku (zawsze to łatwiej przy takich rzeczach): “Gdyby trzeba było tylko mojej miłości dla twego szczęścia, byłbyś aż nadto szczęśliwy”. Romans z hrabiną! Co się dzieje w tym Kownie! Będzie i druga hrabina w Odessie, i trzecia w Poznańskiem; jak na przyszłego socjalistę, to nieźle.

Zwłaszcza fragment “już jako mężatka pisała do poety po francusku (zawsze to łatwiej przy takich rzeczach)” daje znać, że Boy — tłumacz Brantome’a i Moliera — znał się na rzeczy…

Ale w życiu Mickiewicza wszystko jest dziwem. Weźmy przed nim stosunek literatury polskiej do kobiety. Kobieta nie istnieje; poza paroma trefnościami starych Polaków i paroma sonetami Szarzyńskiego cóż mamy? Kto się w Polsce kochał kiedy? Chyba biskup Krasicki, ale gdzieś pokątnie, w każdym razie tym się nie chwalił. Mimo renesansowego humanizmu, mimo swobód obyczajowych dworu Stanisławowskiego w literaturze polskiej nie ma kobiety, to znaczy tego, co wypełnia trzy czwarte innych literatur, z czego zawsze rodzili się poeci. I znów jakimż potężnym susem ten chłopak [Mickiewicz] nadrobił wiekowe zaniedbanie! Nie tylko w znaczeniu narodowym mógł powiedzieć, że “kochał za miliony”. I co z tego za konsekwencje!

(Boyowi sonety Sępowe pomyliły się chyba z Morsztynowymi; Szarzyński pisał i dobre erotyki, niekiedy nawet świetne, ale jego autorstwa zapomnianych fragmentów z XVI wieku doszli uczeni poloniści, jak się zdaje, dopiero po wojnie).

29 III 2014 # # # #

«Pieść mnie, całuj, mam jeszcze pieniądze!»

Ze Znasz-li ten kraj? Boya:

W Polsce nie ma kultu tradycji, mimo żeby się zdawało przeciwnie. Inaczej na pewno odbywałaby się, raz do roku, tradycyjna wódka starych Przybyszewszczyków, na której spotkaliby się wszyscy, bez względu na koleje, jakimi potoczyły się ich losy. Spotkałbym się tam z Grzymałą-Siedleckim, i z dobrym Jasiem Kleczyńskim, i z dr Zofią Daszyńską-Golińską, z którą tańczyliśmy szalone galopki, i — jeżeli gdzieś żyje — z niejakim B…kim, z którym brataliśmy się rok cały, nie wiedząc, że się inaczej nazywa i że ma z policją poważne zatargi bynajmniej nie polityczne. Przyszedłby z pewnością — gdyby żył! — chętnie na tę wódkę Perzyński, Perz, młodziutki wówczas chłopiec, delikatny, dyskretny, który drukował w “Życiu” pierwsze utwory. W jednym z numerów zamieścił wiersz, którego każda zwrotka kończyła się gorzką apostrofą do “dziewczyny”: pieść mnie, całuj, mam jeszcze pieniądze. Numer, dla jakichś przyczyn, skonfiskowano; oczywiście puściliśmy pogłoskę, że prokurator skonfiskował numer z powodu wiersza Perzyńskiego, dopatrzywszy się w nim znamion “świadomego i podstępnego wprowadzania w błąd”…

Rzeczonego wiersza jeszcze nie znalazłem.

08 III 2014 # #

Boy o mesjanizmie

Nietrudny do przewidzenia komentarz Tadeusza Boya-Żeleńskiego do mesjanizmu z Brązowników:

Nie ma zapewne trudniejszej rzeczy niż “trzeźwy” sąd o mesjanizmie. Trzeźwy sąd o nietrzeźwości będzie zawsze bardzo mizerny. Mówi się o dobrodziejstwach mesjanizmu jako talizmanu, który w danej epoce ocalił duszę polską i jej zdolność do życia. Jest w tym chyba sporo przesady i niewiary w żywotność narodu. Czesi, Bułgarzy przetrwali cięższe może opresje nie będąc Mesjaszem narodów. Ale trudno się dziwić, że gdzie choroba zdaje się beznadziejna, a lekarze opuszczą chorego, zjawiają się znachorzy. Towiański był naszym znachorem.

01 III 2014 # # # #

Mickiewicz a Słowacki

Tadeusz Boy-Żeleński, Brązownicy:

I jeszcze jedno. Czy wam się nie ściska serce, gdy czytacie ten opis, podany bez żadnej animozji, z zupełną prostotą, jak Mickiewicz wypycha za drzwi biednego Juliusza [Słowackiego] z rosyjskim wyzwiskiem na ustach? Mnie tak. Bo zważmy jedno: los tak splątał dzieje duchowe Mickiewicza i Słowackiego, że odlewanie olimpijskiego posągu jednego z nich odbywało się kosztem drugiego. Już za życia Mickiewicz zaciążył na Słowackim, można powiedzieć, całą wagą brązu; zaciążył też na nim i po śmierci. Aby wywyższyć — i osłonić — Mickiewicza, stworzono ów obraz Słowackiego jako małego, zarozumiałego i zawistnego rywala, niejako negatyw Mickiewicza, satelitę jego geniuszu. Taki wizerunek długo pokutował; i dziś jeszcze coś z niego straszy czasami. Tak więc w aliaż posągu Mickiewicza weszło dużo fałszu i cudzej krzywdy: krzywdy pisarza, który dziś też upomina się o… posąg z brązu. Czy nie łatwiejsza byłaby ta sprawa do rozjaśnienia, gdyby się obu brało jako żywych ludzi — ludzi oczywiście natchnieniem swoim przerastających świat zwykłych istot — jako dwóch, dajmy na to, półbogów, tylko, przez litość, nie brązowych bożków.

19 II 2014 # # #

Lukács, Boy i Przybyszewski

Ze wstępu do Obrachunków fredrowskich Boya:

W roku 1940 w Moskwie poznałem waszego nieodżałowanego Boya-Żeleńskiego — opowiadał kiedyś György Lukács. — Cóż to był za uroczy człowiek, jaki wspaniały dowcip, co za kultura! Rozmawialiśmy z sobą wiele, naturalnie także i o Balzaku. Rozumieliśmy się doskonale, polubiliśmy się. W jednym tylko punkcie nie mogłem się z nim zgodzić: żywił niczym nie usprawiedliwiony kult dla Przybyszewskiego, którego dzieła znałem z przekładów, i dla tego okresu, który u was zwał się Młodą Polską.

Na czasy Młodej Polski przypadła barwna młodość Boya, w tym niespełniona miłość do żony Przybyszewskiego, Norweżki Dagny Juel.

08 II 2014 # # #

Z życia postaci fikcyjnych

Jak opowiadał Kazimierz Ehrenberg Boyowi-Żeleńskiemu (Obrachunki fredrowskie):

Kiedyś, przed laty, wyszedłszy z przedstawienia Pana Damazego, zapytałem Blizińskiego [autora rzeczonej komedii]: “Panie Józefie, niech mi pan powie, czy między Sewerynem a Mańką było coś, czy nie?” Bliziński popatrzył na mnie i rzekł: “Pan mnie pierwszy o to pyta. Ja sam mocno się nad tym zastanawiałem po napisaniu sztuki. Myślałem, że któraś aktorka grająca rolę Mańki mi to wyjaśni. Niech pan sobie wyobrazi, żadna klępa nie umiała mi odpowiedzieć…”

02 II 2014 # # #

Boy o durniach

Z wstępu do jednej z recenzji teatralnych (!) Boya (który nieraz się zatracał nieco w pasji polemicznej…):

Na świecie jest mnóstwo durniów: więcej może, niż się przypuszcza. Gdyby ujawnić ich rzeczywistą liczbę, zrobiłby się popłoch. A jednak byłoby może w interesie społeczeństwa przeprowadzić taką rejestrację durniów. Każdy obywatel podałby listę swoich, wiadomych mu i sprawdzonych. Znam takich, którzy wyszliby z kilku list równocześnie.

11 I 2014 #

Było czy nie było?

Ze wstępu Boya (jak zwykle w świetnej formie) do Czerwonego kajetu Beniamina Constant.

Czy i coś więcej? Romans? Oczywiście, ta kwestia nastręcza się każdemu; nastręczała się i “nauce”. Znów jedno z owych klasycznych “było czy nie było?”. To są najzabawniejsze karty u historyków literatury, gdy ci cierpliwi, mniej lub więcej zasuszeni badacze starych ksiąg i pergaminów naraz stają się doktorami wszech nauk miłości, uprawnionymi do rozstrzygania zawiłych tajemnic serca. Było czy nie było? Zdania są podzielone. Ci, którzy optują za “nie było”, powołują się na różnice wieku. (Co prawda, wedle historyków literatury, i stosunek między panią de La Fayette a ks. de La Rochefoucauld mógł być tylko platoniczny, ponieważ, kiedy się poznali, książę miał czterdzieści pięć lat. Historycy literatury mają swoją odrębną fizjologię). Ci zaś, którzy skłaniają się ku “było”, powołują się w tym na “perwersyjność” młodego Beniamina. Nie przychodzi im na myśl, że czterdziestosześcioletnia pani de Charrière mogła być po prostu uroczą i powabną kobietą, która zresztą nie obnosiła się ze swoją metryką i nie pokazywała jej młodemu przyjacielowi. Trudno się nie uśmiechnąć, kiedy w ogromnym dziele La Jeunesse de Benjamin Constant czytamy tę refleksję:

Można się zapytać, do jakiego stopnia Beniamin uważał za oryginalne to, aby mieć kochankę czterdziestosiedmioletnią? Czemuż w takim razie nie odpowiedział na awanse pani Saurin, która miała lat sześćdziesiąt pięć? Przygoda byłaby tym pikantniejsza.

O, ci uczeni!

Mamy w tej sprawie zabawny dokument. Jest to list prywatny nestora krytyki, starego Sainte-Beuve, pisany w r. 1868 w odpowiedzi na zapytanie w tej mierze jednego z badaczy. Oto jego brzmienie:

Drogi Panie, dziękuję Panu za jego ścisłą informację. Nie zdziwi się Pan, że będę mniej ścisły w odpowiedzi na pytanie, jakie mi Pan zadaje co do stosunków Beniamina Constant z panią de Charrière. Jeżeli Panu chodzi o moje wrażenie, to nie wątpię, że z początku między tym młodym człowiekiem a tą dojrzałą kobietą doszło do porozumienia fizycznego. Zwykle przez skrupuły moralne, jakie sobie nakładamy pisząc, przyznaje się zbyt wiele znaczenia tej rzeczy, która jest o wiele częstsza i łatwiejsza, niż się mniema. Co mogło przeszkodzić Beniaminowi i pani de Charrière, wolnym od wszystkich więzów i przesądów, aby sobie pozwolić na tę przyjemność lub też uczynić ten mały eksperyment? Ale za drugą podróżą, kiedy Beniamin był chory, wówczas były racje, aby się to nie powtórzyło. Niech Pan daruje moją bezceremonialność, ale raczy Pan zauważyć, że to nie zmniejsza w niczym mego szacunku dla pani de Charrière. To samo odnosi się do pani de Staël, równie łatwej na tym punkcie.

Mały eksperyment…! A co do pani de Charrière — portret Jensa Juela.

Jens Juel, pani de Charrière

28 XII 2013 # # # #

O duchowej niezależności

W swoim wstępie do tłumaczeń Prospera Mériméego Boy cytuje pewną anegdotę Julesa Sandeau, mającą zobrazować, czym była bez wątpienia cechująca autora Carmen duchowa niezależność:

Podczas dni lipcowych 1830 r. przeciągała ulicami Paryża gromada rewolucjonistów, uzbrojona w strzelby. Pewien szlachcic przechodząc ulicą, zniecierpliwiony niezręcznością motłochu w obchodzeniu się z bronią palną, wyrwał najbliższemu fuzję, zmierzył do szwajcara w oknie królewskiego pałacu i celnym strzałem powalił go na miejscu. Kiedy zachwyceni rewolucjoniści wzywali go, aby zatrzymał na pożytek sprawy broń, którą tak wybornie włada, odparł: Ślicznie dziękuję! Ja jestem rojalista.

15 XII 2013 # # # #

Rozkoszny komentarz do «Dziadów»

Z Brązowników Boya-Żeleńskiego:

Są ustępy w listach Mickiewicza, których nie cytuje się nigdy, tak samo jak są niewygodne rzeczy w Biblii, nad którymi się przechodzi milczeniem. Pamiętam z dzieciństwa drobiazg, ale dość charakterystyczny. Ktoś z dawnej Polonii paryskiej ogłosił wspomnienie z jakiegoś wesela, na którym Mickiewicz podobno podochocił sobie trochę, tańczył i śpiewał dość swobodną piosenkę. Na to wyruszyła natychmiast córka [Mickiewicza], p. Maria Gorecka, z protestem przeciw “kalaniu pamięci poety”.

Czy Mickiewicz śpiewał tę piosenkę, czy nie śpiewał, czy ten fakt tak bardzo pokalałby jego pamięć, mniejsza; cytuję to, ponieważ wydaje mi się charakterystyczne. Ale uderzyło mnie to: Mickiewicz jest, obok Fredry, największym naszym humorystą; otóż jak pieczołowicie nasi “monsalwatczycy” ogołocili życie jego z elementu humoru! Z jakąż przyjemnością czytałem w książce Wasylewskiego O miłości romantycznej ów epizod kowieński, jak to Mickiewicz, który był wówczas w “dzikim humorze”, palnął w łeb lichtarzem pana szambelana oraz jak spisano ów nieoszacowany protokół sądu honorowego, który orzekł, aby skoro Adam wchodzi do domu pięknej pani Kowalskiej, “szambelan (jeśli już tam siedzi) natychmiast precz wyruszył, i wzajemnie, jeżeli szambelan wchodzi, a Adam siedzi, Adam precz wyruszył”… Jakiż to rozkoszny komentarz do Dziadów!

05 XII 2013 # #

Jan Lemański, «Mur»

Jana Lemańskiego sonet pod tytułem Mur — znaleziony w już nie do końca pamiętam którym czasopiśmie z końca XIX wieku i przedrukowywany tylko we fragmentach w podręcznikach do poetyki jako przykład wybitnie szalonego rymowania, a warty chyba przypomnienia.

Turyście, łaknącemu, w skwar, ogrodów woni,
Ustroni altan, zdrojów ciekących perliście, —
Symfonii boskiej szmer rzucają palm okiście
I wnijście kaktus mu wskazuje kolcem dłoni.

Śpią — czy stłumiła śmierć tu głosy, gdzie w bezczynie
Pinie drzemią… na mur legł zwój omdlałych pnączy?
Jedynie żywy zdrój tu nić przez szczerby sączy
I, rączy, topić ją, za mur, do morza płynie.

Zaciszy jest tu chłodność, upleciona z cieni;
Jest w niszy zielonawy satyr, skryty w bluszcze.
Cyprysy jak mnichowie stoją zamyśleni,
I pluszcze zdrój w cysternie, ciekący przez rysy.

Za murem morze wbiega raz po raz w skał nyże.
Lazurem wód uderzy i ścieka po żwirze.

Pisał o nim Boy z pewną przyganą w głosie we Wstępie do antologii Młodej Polski:

[…] spóźniony nieco parnasizm, to sztukmistrzostwo, daje nieraz efekty bardzo rozmaite. Wlecze je jak kulę u nogi Lemański, który świetny jest najczęściej tam, gdzie go nie uprawia, zbyt często bowiem skłonny jest piętrzyć trudności, które mu się nie opłacają, przestając być poezją, a zmieniając się w rodzaj krzyżówki.

23 XI 2013 # # #

O nauce i cnocie

Z rozmyślań Boya (Brązownicy):

Kiedy byłem w szkole, budzili we mnie szczerą antypatię owi filareci, filomaci i promieniści, którzy wypisywali sobie jako godło “naukę i cnotę”. To są rzeczy, które starsi zalecają młodym, a przeciw którym młodzi się buntują lub sobie z nich kpią; ale żeby młody sam sobie stawiał za ideał naukę i cnotę, to mi się wydawało potworne. Nie ręczę, że czy się bardzo myliłem i czy Mickiewicz byłby daleko zaszedł przy tych godłach, gdyby życie nie wypisało mu rychło na czole innych: namiętność i cierpienie.

12 XI 2013 # # #

Zegadłowicz do Boya

W styczniu 1926 roku wystawiony został przekład Fausta Emila Zegadłowicza (później — głośnego autora Zmór). Część krytyki uznała tłumaczenie za arcydzieło, część, w tym Boy, mocniej lub lżej Zegadłowicza skrytykowała (jak to zwykle w takich sprawach bywa).

W marcu tak do Zegadłowicza pisał Boy (list 185 w I wydaniu korespondencji Żeleńskiego; listy do Boya się w znacznej większości niestety nie zachowały):

Szanowny Panie

Otrzymałem list i piękny wiersz. Cóż mógłbym mieć przeciw jego ogłoszeniu? Mogę jedynie podziękować i zapewnić pana, że z tym samym sercem go przyjąłem, z jakim był pisany. O szacunku i uznaniu, jakie mam dla talentu pana, zapewniać nie potrzebuję, gdyż niedawno miałem sposobność dać im wyraz, i nie wątpię, że jeszcze nieraz znajdę po temu sposobność jako krytyk teatralny.

Wyrazy poważania i uścisk dłoni łączę.

Boy

Wspomniany wiersz Zegadłowicza — całkiem ładny i uroczy, a pisany wybitnie z myślą o Boyu (Villon)! — poszedł do “Wiadomości Literackich” i od tamtego czasu nie był chyba przedrukowywany, Internety o nim milczą, więc uprzejmie podaję:

Rzecz dziwna, jak złe słowa ludzi dzielić mogą,
ile budzą niesnasek, jak rodzą zamęt —
wszakże wszyscy idziemy w wieczność jedną drogą
i jeden wypełniamy i ten sam testament.

Inność — ? — różnice — ? — wiary — ? — tu nie chodzi o to —
bo czy idziemy słońcem, czy idziemy cieniem,
życie ludzkie jest zawsze i wszędzie tęsknotą —
a największy cud — miłość — jest także cierpieniem.

W dniach trudnych — trudem ciężkim jest z duchem zmaganie —
ujrzałem, że mnie nie stać na skrywanie winy,
że między mną a sercem to pytanie stanie:
bracie, to powiedzenia — a gdzież twoje czyny — ? —

Lecz jeśli są złe słowa — i dobre być muszą,
w których czucia jak wiśnie wiosną kwieciścieją —
słowa, które nie kłamią, nie mylą, nie głuszą —
bo są tylko miłością i tylko nadzieją.

To radość ostateczna — to jedno, co krzepi —
nieustająca pomoc — wieczysta obrona — ! —
Gdy nie może być dobrze — niech będzie choć lepiej —
w imię zbawionej duszy poety Villona.

Żyję pod szumnym lasem, a ty w szumnym mieście —
tobie śpiewa ulica, mnie — skrzypiąca socha — —
Pragnę, byś miłowanej rzekł kiedy niewieście,
że w cieniu gór jest serce, które ciebie kocha!

Interpunkcja oryginalna autora.

27 X 2013 # # #

Mickiewicz prozaiczny

Chyba jedna z najwyżej brwi podnoszących kart polskiego romantyzmu — przytoczona przez Boya anegdota ze Wspomnień Michała Budzyńskiego. O którego dokładnie pułkownika chodzi, ustalić się nie udało.

Pułkownik Kamiński dziwne miewał halucynacje, które sprowadzał natchnieniem umysłu swego pobożnymi pieśniami. Miał zwyczaj, a raczej postanowił był sobie dwie godziny dnia każdego wyśpiewywać psalmy Dawida, każąc żonie towarzyszyć sobie na fortepianie. Wyobraził sobie, że wprzód nim był pułkownikiem Kamińskim, przepędził jedno życie na oborze i spełniał funkcje krowy. Toteż głos jego był tak ryczący, że żona wzbraniała się towarzyszyć mu fortepianem. Mąż sprowadził Mickiewicza, a mistrz powagą swoją wręczył Kamińskiemu laskę grubą, mówiąc: “Daję ci moc nieposłuszną żonę do uległości tym kijem przyprowadzić”. Były płacze w domu i aż krewny żony, p. Jakub Malinowski, musiał łagodnie pomiarkowywać męża…

24 X 2013 # # #

Urlop w Sopocie

List 150 w zbiorze epistoł Boya z I wydania, kartka pocztowa z 1922 roku, “napisana podczas urlopu spędzanego z [Kornelem] Makuszyńskim w Sopocie” — do żony Makuszyńskiego, Emilii.

Pani Emmo, ręce pani całuję, szkoda, że nie ma Pani, z nikim się tak przyjemnie nie pije jak z panią; jesteśmy urżnięci jak Świnie, szczerze oddany — Boy

07 X 2013 # # #

Podróże literackie

Z wielu anegdot Boya (Brązownicy):

Znana jest historia o pewnym literacie, który lubił podróżować: “Kiedy mam ochotę zwiedzić jakiś kraj — mówił — a nie mam pieniędzy, sporządzam książkę z opisem tego kraju, a za uzyskane honorarium jadę sprawdzić, czy tam jest w istocie tak, jak ja opisałem”.

01 X 2013 #